Prezenty

odbitkaNadchodzą święta. W naturalny sposób cały świat zwęszył interes i proponuje domowym świętym mikołajom prezenty. To, co proponują fotografowie to są wszechobecne vouchery na sesje zdjęciowe.

I bardzo dobrze. Taki voucher to znakomity pomysł na sprezentowanie komuś przygody. Coś w stylu przejażdżki czołgiem, albo karnetu na paintball.

Ale…

Trzeba jednak pamiętać, że taki voucher, to nie niesie za sobą żadnej wartościowej fotografii. Brakuje tu jednego elementu: wyjątkowości. Fotograf może zrobić nawet zdjęcie na filmie, film wywołać, ale najczęściej skanuje sam negatyw, odstawia fotoszopkę i wciska guzik ,,print”. I jedzie. I może wydrukować jedną odbitkę, czy pięć. A może też wziąć kilkadziesiąt zdjęć wysłać do drukarni, która wydrukuje w (nieszczególnie) „limitowanej edycji”… 150 egzemplarzy. A może i 5 tysięcy. I sprzedawać to potem, jako „fotografia analogowa”.

A ja polecam inaczej. Pójść pod prąd. Wybrać sobie fotografa, który potrafi jeszcze tworzyć zdjęcia jedną z mnóstwa prawdziwie fotograficznych technik i zamówić zdjęcia u niego dla kogoś bliskiego. Akt, portret, cokolwiek. Ale niech efektem tego będzie prawdziwa odbitka. Taka, barytowa, archiwalna i sygnowana jak należy: z tyłu, grafitem, znakiem autora, a nie marką aparatu. Jeżeli marzycie o odbitce litowej to niech to będzie prawdziwa rzecz, a nie imitacja z fotoszopa. Ja sam mogę zaproponować jedną z takich technik – split-toning, w formatach 30×40 cm, co na ścianie wyglądać będzie wspaniale i dziś i za sto lat. Ale dookoła jest też mnóstwo innych twórców oferujących cyjanotypię, gumę arabską, odbitki litowe mokre kolodiony i ambrotypy oraz wiele innych wspaniałych technik, które pozwalają na wytwarzanie dzieł jedynych w swoim rodzaju. Lecz jeżeli wybierzemy na przykład mokry kolodion, to taki, którego efektem będzie nie wydrukowany skan, ale prawdziwy szklany ambrotyp.

Prawdziwa odbitka oczywiście nie będzie tania. Będzie droga dlatego, bo wymaga mnóstwo pracy. Ale za to będzie jedną z bardzo niewielu, bo serii po 50 się w ten sposób nie zamówi. Najlepiej jedną, jedyną. Takie coś można powiesić na ścianie i to będzie oryginał, jak obraz na płótnie, a nie plakat z Biedry.
A „serie limitowane” po 150 egzemplarzy wydruków, nawet „sygnowane” (cienkopisem), traktujmy tak, jak na to zasługują – najwyżej jak książkę, z dedykacją autora ze spotkania autorskiego.

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.